Nie jestem chemikiem, więc to co teraz napiszę będzie tylko „sprawozdaniem" z tego, czego doświadczyłam,co wyczytałam i co zobaczyłam…ale po kolei.
Kto kiedykolwiek zetknął się z kimś chorym na nadczynność lub niedoczynność tarczycy, lub co gorsze, sam tego doświadczył, wie, co to są kołatania serca.
Nie tylko choroby tarczycy, także stres, menopauza .. i tysiące różnych przyczyn wywołuje tę przykrą dolegliwość.
Może inaczej…mało jest osób, które w ogóle tego nie doświadczyły.
Kołatania, z początku niezauważalne, potem coraz częstsze, mogą z czasem doprowadzić do poważnych chorób serca.
Podczas ciężkiego czasu, kiedy z tym wszystkim się zmagałam, moja mądra pani profesor, powiedziała: podczas takiego napadu, proszę zacząć od połknięcia większej ilości magnezu i odczekać.
Jakoby na potwierdzenie słów pani prof. mój poziom magnezu okazał się tragicznie niski.
Łatwo powiedzieć , tylko JAKIEGO magnezu…
Czytałam, szukałam, kupowałam.. próbowałam …i nic…Natknęłam się na bardzo mądry portal o zdrowiu Bioslone.
Tam przeczytałam,że najłatwiej i najpełniej przyswajalnym magnezem jest Slow mag i to w dodatku bez wit. B6.
Dlaczego bez? ano dlatego,że ona jakby wpycha nam ten magnez na siłę…a nasz organizm jest tak mądry, że potrafi zadbać sam o własne potrzeby, tylko musimy mu stworzyć odpowiednie warunki.
Slow mag wchłania się w jelitach i…powinno się go zażyć na noc, kiedy już nic nie będziemy jedli. Wtedy ma czas i możliwości. A nasz mądry organizm weźmie tyle ile mu potrzeba.
Pewna miła pani w aptece powiedziała mi na uszko,że reklamowane rodzaje magnezu takie co to „ za 5 zł. 150 szt” i tym podobne, są prawie wcale nie przyswajalne szybciej można sobie dziurę w żołądku wypalić tym co tabletki zawierają oprócz magnezu, niż uzupełnić jego brak.
Na początku Kuracji Slow magiem, możemy nawet 4 tabletki na noc zażyć i jeszcze dwoma rano poprawić.
Tak też robiłam.
Jestem pod stałą opieką kardiologa, ponieważ moje serduszko wiele przeszło i ile razy idę do pani doktor - mówi, ze dopóki magnez pomaga, żadnych leków sercowych nie potrzeba.
Nie raz pytałam , czy nie za dużo..a ona na to ,że lepsza „końska" dawka magnezu niż leki, które mają mnóstwo skutków ubocznych. (mało już jest takich lekarzy…niestety)
Slow magiem, którego o dziwo nikt nie reklamuje... uratowałam moje serce przed powikłaniami.
Ktokolwiek do mnie przychodzi i mówi o kołataniach, to oczywiście najpierw pytam czy tarczyca zdrowa, a potem opowiadam o Slow magu.
A po jakimś czasie dowiedziałam się jeszcze ciekawszych rzeczy o magnezie i możliwościach jego uzupełniania, ale to w następnym odcinku, bo,,,,za długo by było...
Oczywiście jeśli nasze serce choruje już poważnie, wtedy bez leków ani rusz, ale jeśli na badaniu EKG jest wszystko dobrze, a mimo to czasami ono bije jak chce, wtedy można mu pomóc...właśnie dobrze przyswajalnym magnezem.
Gabrysia
Dobrze Gabrysiu, że masz pierwszorzędnego lekarza, bo faktycznie większość już ten zawód traktuje jak czysty biznes. Niestety. A poza tym dobre rzeczy nie potrzebują reklamy. Jest u nas nawet takich "parę " produktów. Ja także od czasu do czasu zażywam magnezik-jak czuję, że może brakować. Następnym razem kupię slowmag..Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńAlicja M .
Czasami można jeszcze spotkać lekarza, który stara się wyleczyć, a nie tylko wzbogacić wielkie koncerny farmaceutyczne. Pozdrawiam Alu :-)
UsuńZ tym przyswajaniem magnezu rzeczywiście kłopot. Gubimy się w gąszczu informacji. Wielkie dzięki za podpowiedź :)
OdpowiedzUsuńMnie serce nie kołacze, ale za to czasem skacze powieka i gorzej śpię i to też jest oznaka obniżonej zawartości magnezu we mnie. Wtedy pomagam sobie czekoladą :) Jak na razie z dobrym skutkiem.
Z Twoją figurą Basiu - czekoladą można sobie pomagać do woli :)))) oj tak.....i się rozmarzyłam czekoladowo.....
UsuńSzczerze ci się przyznam Gabrysiu,że tu czuję się trochę "jak słoń w składzie porcelany",jakoś zupełnie nie znam się na tych sprawach.....ale znów może rzadziej niż do pogodnej ciągnie mnie...i myślę ,co też Gabrysia teraz wymyśliła.....mnie czasami serce kołacze-biorę na to leki,bo muszę....ale tak w ogóle to z ciekawością czytam te różności....cokolwiek człowieka może spotkać.....coś boleć...zresztą może już pisałam co mówiła moja mama- jak człowieka nic nie boli to znaczy ,że nie żyje...więc niech nas boli....cokolwiek....(to żarcik)
OdpowiedzUsuńTeż znam to powiedzonko….że po 40-tce…potem po 50-tce….itd…Cieszę się, że Cię "ciągnie" Grażynko…myślę, że coś tam akurat Tobie może się przydać, a mam jeszcze wiele planów. Na razie, dam blogowi odpocząć, a ja jadę na moje zasłużone "kolonie" .
UsuńLublin i Nałęczów …..
No,no właśnie z moją przyjaciółka tak jakby mamy w planie w następnym roku.....odwiedzić Nałęczów (jakoś mnie zakręcił) ,a przy okazji wstąpić do Lublina.Monika nawet szepnęła ,że może służyć za przewodnika.....a przynajmniej pomóc w odwiedzeniu tych najczarowniejszych miejsc w tym mieście....
OdpowiedzUsuń