sobota, 29 listopada 2014

Z innej beczki - czyli przepis na zupę dyniową



     Gościłam niedawno pisarkę, którą pewnie czytający bloga znają. 
Monika Oleksa z Lublina...
No cóż moje rolady i kluski śląskie - co prawda bez modrej kapusty- ale jednak...
nie zrobiły na naszej Pisarce takiego wrażenia jak ... zupa dyniowa:-)
Wspomniała Monika ostatnio na swoim blogu, że jej ślinianki pracują na wspomnienie tejże zupy
 i zrobiła reklamę :)
Może temat trochę obok, ale jednak  - sama natura. Pytania się posypały, więc postanowiłam na blogu dokładnie ów przepis spisać.

SKŁADNIKI:
1 dynia - najlepiej hokkaido
1 cebula
2 ząbki czosnku
1/4 kostki masła
4-6 ziemniaków (według uznania)
2 marchewki
imbir
przyprawy(wegeta lub coś w tym stylu)
i jakaś wkładka może być porcja rosołowa, lub piersi z kurczaka wtedy zupa jest bardziej syta)

    Gotujemy w garnku mięsko jakiekolwiek rosołowe, w międzyczasie na masełku na patelni podsmażamy cebulę i czosnek (pokrojone). Tylko żeby zmiękło troszkę.
Do mięska wrzucamy ziemniaki , marchewkę i szczyptę imbiru, oraz przyprawy.
Kiedy ma to już za chwilę zmięknąć dokładamy dynię.
Okrojona z czterech stron bez środka dynia, powinna być razem ze skórą.
Dynia mięknie nam bardzo szybko, dlatego ją dodajemy końcu .
Z patelni wrzucamy cebulkę i czosnek i wszystko razem blenderem miażdżymy na krem.
W następnym międzyczasie na umytą i sucha patelnię wrzucamy pestki dyni ( ja wrzucam kupowane, bo nie mam cierpliwości obierać tych z dyni)
Kiedy ona już podskakują na patelni wesoło i chrupią - są gotowe.
Zupę krem przyprawiamy jeszcze do smaku, nalewamy na talerze i posypujemy prażonymi pestkami.
jeśli były gotowane piersi, to miksujemy je ze wszystkim razem. Nie jadłam w takiej wersji ale myślę, że będzie smacznie.
Smacznego i mam nadzieję na smakowe wrażenia
Gabrysia

piątek, 24 października 2014

Witamina D3

    Kochani. Chciałam dziś zwrócić Waszą uwagę na witaminę D3.
Tak jak większości z nas , mnie ona do tej pory kojarzyła się z maleńkim dzieckiem i kropelkami z wit. D3 , żeby nie miało krzywicy
Otóż nic bardziej mylnego
Rok temu ktoś mądry, poradził mi, żebym zaczęła przyjmować wit d3 niezależnie, czy lato, czy zima, ponieważ jest to dobre dla mojej tarczycy.
Zaopatrzyłam się więc z tę witaminę z firmy Solgar, którą bardzo lubię i od roku przyjmujemy z mężem po 1 witamince 1000 jednostek 
Na wizycie u mojej pani prof. od tarczycy, kiedy ze zdziwieniem stwierdziła,że guzki się zmniejszyły, nieśmiało spytałam czy może to mieć coś wspólnego z przyjmowaniem wit D.
Wtedy pani prof. powiedziała, że jak najbardziej, bo my wszyscy mamy jej niedobór i prosiła, żebym przy okazji zrobiła badania na poziom D3.
W tak zwanym międzyczasie zdążyłam już co nieco poczytać i co????
Zdziwienie moje było coraz większe, kiedy dowiadywałam się co z tą witaminą jest nie tak.
Wystraszyli nas tym słońcem - to raz...kazali wcierać filtry przeciw słoneczne to dwa i skąd...no skąd pytam ma ona brać się w naszym organizmie?
Osteoporoza?... a jakże - leki tanie nie są  a skutki uboczne?...Ostatnio pacjentka opowiadała mi, że jej mama po zażyciu leku na osteoporozę parę dni jest nie do życia...A skorupki , o których pisałam?...
Na szczęście zabrała dla mamy. Jednak żeby wapń się wchłaniał ...wit D 3 musi mu w tym pomóc.
Depresja? ..no tak jesień mamy, kości bolą? stawy? Tyle tego, że wieczoru by mi zabrakło.
   
    Faktem jest, że dziś odebrałam wynik i co? po roku zażywania wit D3 mam 31 tego - czego ma być od 30 do 100
Co by było, gdybym nie zażywała? Czytałam w internecie wypowiedzi osób, które przez przypadek dowiedziały się, że poziom ich wit D3 jest 4... lub 6... 
Nie jest to badanie tanie - ja zapłaciłam 70 zł ale zachęcam Was i Wasze dzieci i Rodziców... Może w ramach prezentu? 
Myślę, że zainteresowałam was na tyle, by dalej już samemu poszukać, poczytać i pomyśleć.
Może zamiast niejednego leku, po którym cały nasz człowiek cierpi jeszcze bardziej, wystarczyło by podać mu wit D3?
Na potwierdzenie mych słów dodaję artykuł , jeden z wielu ale myślę, że ciekawy

KLIK

Liczę tutaj na Aldonkę, która dzięki wit.D3 dokonała rzeczy niezwykłych u swojego syna, że się z nami podzieli wiadomościami i na Wasze doświadczenia w tym temacie

Pozdrawiam Gabrysia

czwartek, 2 października 2014

Magnez - ciąg dalszy

Morze Martwe
    Witam po dłuższej przerwie.
Obiecałam napisać o innej możliwości uzupełniania niedoborów magnezu.

   Tegoroczna jesień jest dla mnie  obfita w wyjazdy, dopiero co wróciłam z Lublina, a jutro znowu wyjeżdżam do Warszawy na seminarium refleksologów.
Po powrocie obiecuję podzielić się nowościami.
Z braku większej ilości wolnego czasu, zostawiam Wam kochani coś ciekawego do poczytania i pooglądania.
Sama bym tego mądrzej i ciekawiej nie napisała, a że pogoda - jaka jest- każdy widzi, mam nadzieję na urozmaicenie Wam pochmurnych weekendowych dni.
Dlaczego Morze Martwe? o tym dowiecie się po przeczytaniu artykułu, do czego bardzo gorąco zachęcam. Ciekawa jestem wrażeń.
Jedno powiem, mam i stosuję. Mam namiary na sklep, w którym można zaopatrzyć się w to- o czym mowa.
Większość moich bliższych i dalszych znajomych też już przekonało się, że warto…..
Pozdrawiam serdecznie. Miłej lektury i do zobaczenia niebawem
 Gabrysia
Linki zostawiam poniżej





A tutaj wspomniany artykuł
                                                                      Artykuł

piątek, 19 września 2014

Serduszko puka w rytmie....nierównym -czyli- możliwy brak magnezu

      Jeśli napiszę teraz słowo magnez- to pewnie od razu macie przed oczami tysiące telewizyjnych reklam i tyleż samo rodzajów magnezu.
   Nie jestem chemikiem, więc to co teraz napiszę będzie tylko „sprawozdaniem" z tego, czego doświadczyłam,co wyczytałam i co zobaczyłam…ale po kolei.
     Kto kiedykolwiek zetknął się z kimś chorym na nadczynność lub niedoczynność tarczycy, lub co gorsze, sam tego doświadczył, wie, co to są kołatania serca.
Nie tylko choroby tarczycy, także stres, menopauza .. i tysiące różnych przyczyn wywołuje tę przykrą dolegliwość.
     Może inaczej…mało jest osób, które w ogóle tego nie doświadczyły. 
Kołatania, z początku niezauważalne, potem coraz częstsze, mogą z czasem doprowadzić do poważnych chorób serca.
Podczas ciężkiego czasu, kiedy z tym wszystkim się zmagałam, moja mądra pani profesor, powiedziała: podczas takiego napadu, proszę zacząć od połknięcia większej ilości magnezu i odczekać. 
Jakoby na potwierdzenie słów pani prof. mój poziom magnezu okazał się tragicznie niski.
      Łatwo powiedzieć , tylko JAKIEGO magnezu…
Czytałam, szukałam, kupowałam.. próbowałam …i nic…Natknęłam się na bardzo mądry portal o zdrowiu Bioslone.    

Tam przeczytałam,że najłatwiej i najpełniej przyswajalnym magnezem jest Slow mag i to w dodatku bez wit. B6.
Dlaczego bez? ano dlatego,że ona jakby wpycha nam ten magnez na siłę…a nasz organizm jest tak mądry, że potrafi zadbać sam o własne potrzeby, tylko musimy mu stworzyć odpowiednie warunki.
    Slow mag wchłania się w jelitach i…powinno się go zażyć na noc, kiedy już nic nie będziemy jedli. Wtedy ma czas i możliwości. A nasz mądry organizm weźmie tyle ile mu potrzeba.
Pewna miła pani w aptece powiedziała mi na uszko,że reklamowane rodzaje magnezu takie co to „ za 5 zł. 150 szt” i tym podobne, są prawie wcale nie przyswajalne szybciej można sobie dziurę w żołądku wypalić tym co tabletki zawierają oprócz magnezu, niż uzupełnić jego brak.
Na początku Kuracji Slow magiem, możemy nawet 4 tabletki na noc zażyć i jeszcze dwoma rano poprawić. 
Tak też robiłam. 
Jestem pod stałą opieką kardiologa, ponieważ moje serduszko wiele przeszło i ile razy idę do pani doktor -  mówi, ze dopóki magnez pomaga, żadnych leków sercowych nie potrzeba.
 Nie raz pytałam , czy nie za dużo..a ona na to ,że lepsza „końska" dawka magnezu niż leki, które mają mnóstwo skutków ubocznych. (mało już jest takich lekarzy…niestety)
Slow magiem, którego o dziwo nikt nie reklamuje... uratowałam moje serce przed powikłaniami.
Ktokolwiek do mnie przychodzi i mówi o kołataniach, to oczywiście najpierw pytam czy tarczyca zdrowa, a potem opowiadam o Slow magu.

A po jakimś czasie dowiedziałam się jeszcze ciekawszych rzeczy o magnezie i możliwościach jego uzupełniania, ale to w następnym odcinku, bo,,,,za długo by było...
    Oczywiście jeśli nasze serce choruje już poważnie, wtedy bez leków ani rusz, ale jeśli na badaniu EKG jest wszystko dobrze, a mimo to czasami ono bije jak chce, wtedy można mu pomóc...właśnie dobrze przyswajalnym magnezem.
Gabrysia

środa, 10 września 2014

Spotkanie po latach,czyli - zauroczenie na nowo. Olej rycynowy

    Od razu zaznaczam, że nie mam po wczasach żadnych problemów z trawieniem :-)
Nie wiem, czy pamiętacie jak Wasza mama chodziła z takim workiem przeciw deszczowym na głowie przez godzinę. Bo moja- chodziła. Godzinę przed myciem głowy. Miała na tej głowie mieszankę oleju rycynowego, żółtka, soku z cytryny i ….nie pamiętam czego.
 
Zaczęło się to, kiedy pani fryzjerka "spaliła" jej włosy trwałą ondulacją.
Pamiętam, że efekty były tak dobre, ze potem ta mikstura już co jakiś czas pojawiała się na maminej głowie.
Zapomniałam o tym, aż pewnego dnia zauważyłam najpierw coraz częściej zatykającą się wannę, a potem "ścieżki: biegnące między moimi włosami.
Chora tarczyca robi swoje, a leki na tę tarczycę też i w efekcie moje włosy coraz bardziej się przerzedzają.
   Przypomniała mi o oleju Ewa - pacjentka, która co niedzielę robi sobie domowe SPA.
Dołączyłam więc do klubu niedzielnego SPA i miksturę na włosy nakładam. Mikstura moja składa się z oleju rycynowego, żółtka, nafty kosmetycznej i oliwy z oliwek lub oleju kokosowego.
Chyba nie ma już kultowych czepeczków przeciw deszczowych :-( ale jest folia spożywcza:-)
O efektach napiszę za jakiś czas, bo to wymaga cierpliwości.
   Można parę kropli dodać do szamponu, lub odżywki do włosów, wtedy są miękkie i błyszczące.
Przy okazji - dzięki dobrodziejstwom internetu dowiedziałam się, że: kilka kropel oleju rycynowego dodanego do wanny podczas kąpieli, powoduje,że skóra robi się JEDWABIŚCIE gładka ( robi się- sprawdziłam).
Rozgrzany olej rycynowy nałożony na flanelową szmatkę i przykryty folią na co najmniej 2 godziny, usuwa bóle mięśni i kręgosłupa ( usuwa…cudownie usuwa…sprawdziłam) Ja robię to na gazikach z apteki.
Położony w taki sam sposób na stopy - na noc, ma działanie podobne do drogich- często reklamowanych plastrów oczyszczających. Przez stopy, wyciąga z organizmu toksyny.

  Nie będę się rozpisywać, bo jeszcze "ogarniam" sytuację po wczasach, więc dodaję link z mojej ulubionej strony. Tam jest dużo więcej. ja chciałam tylko temat przybliżyć i podzielić się moim zauroczeniem.

KLIK

Gabrysia

P.S. Zapomniałam o czymś naprawdę ważnym, jednak tylko dla cierpliwych.
Halluksy!!! Co wieczorne okłady z ciepłego O.R. opakowane folia i bandażem, po miesiącu systematycznego stosowania - halluksy mają szansę na zmiękczenie, jeśli do tego dołożymy rozmasowywanie- bez operacyjnie możemy z halluksami i bólami z ich powodu- pożegnać się.

Jeszcze…. kilka kropel dodanych do wody podczas mycia podłóg, powoduje,ze panele mają taki dyskretny połysk i nie przyciągają kurzu, dłonie tez na tym zyskują ;-)

środa, 27 sierpnia 2014

Jelita - drugi mózg człowieka - czyli - kup pan uszczelkę, bo mądrość wycieka


          Po przeczytaniu tytułu posta, pewnie się uśmiechacie, a ja się nieźle napociłam, żeby zmierzyc się z jednym z najpowazniejszych tematów, o którym chciałam napisać.
    Szczelne jelita są podstawą dobrego samopoczucia i zdrowego życia...to wcale nie żaden frazes...posłuchajcie opowieści o jelitach.
        Kto z nas nie przeżył „motyli w brzuchu” , lub przedegzaminacyjnej biegunki?
Myślące jelita?....ciepło ciepło.....
100 milionów neuronów znajduje się w naszych jelitach! Mniej niż w mózgu- to fakt- za to więcej niż w rdzeniu kręgowym lub obwodowym układzie nerwowym.
     Wszyscy wiemy, że jelita powinny zamieszkiwać tzw. dobre bakterie, które pokrywają ich ścianki, uszczelniając  je. Powinniśmy mieć dobrą "florę jelitową"

    Flora bakteryjna (jelitowa) wypełnia nasze jelita z chwilą przyjścia na świat, zawdzięczamy ją - jak wiele innych rzeczy w życiu - naszej mamie.
Zbieramy ją "po drodze" w czasie wyjścia.
Flora jelitowa, to równowaga zachowana między mieszkającymi tam razem bakteriami i grzybami.
 
Lekarz przepisując antybiotyk, powinien pamiętać  o probiotykach
I tu ciekawostka PROBIOTYK znaczy DLA życia,
 a ANTYbiotyk….????

     Ile antybiotyków zawiera nasze pożywienie? ( wszyscy wiemy czym karmione są zwierzęta)
Ile konserwantów zawierają pasze dla zwierząt i i żywność, którą konserwanty maja chronić przed…..bakteriami? ( przy okazji tymi dobrymi też)
Dodatkowo cukrem systematycznie dokarmiamy drożdżaki, czyli grzyby- powodując ich rozrost.
 W efekcie Candida za pomocą wydzielanych enzymów zaczyna trawić ściankę jelita i powstają w nich….dziury.
Przez dziury przedostaje się do krwi np. niestrawione białko, z którym zaczyna walczyć nasz układ odpornościowy, zamiast zajmować się zupełnie czymś innym (np, zwalczać komórki rakowe)
No i mamy przeziębienie za przeziębieniem.
 A teraz test: sok z buraka? … samo zdrowie :-)
A jak "sikanko"czerwone? oj…. Szybciutko   "kup pan uszczelkę"
Zażywajmy przez miesiąc dobre  probiotyki i zróbmy kolejna próbę.
Mnie zadziało, a Tobie?
Grypy, ani przeziębienia nie mieliśmy już ok 2 lat.
Mniej więcej od czasu, kiedy przeczytałam w książce ":Od lekarza do grabarza"KLIK
o PROBIOTYKACH
Kiszona kapusta, kiszone ogórki, kefir- jak najbardziej, ale po tym jak już "generalne porządki" zrobimy. Ilości bakterii potrzebnych w "pracach naprawczych" są takie, że kapusta, ogórki i kwaśne mleko do tego potrzebne, mogły by sprawić, że na jakiś czas z domu nie moglibyśmy się ruszyć- a tego nie chcemy ;-)
Gabrysia

wtorek, 26 sierpnia 2014

Mocne kości- czyli - dlaczego dentyści nie lubią szczęśliwych kur

   Dawno dawno temu przeczytałam w książce prof. Tombaka

o tym ,że jeśli chce się mieć mocne włosy i paznokcie, oraz żeby zapobiegać osteoporozie- należy zajadać zmielone skorupki z jajek.
   Jak wpadło- tak wypadło, bo nie było potrzebne.
Po latach, kiedy nagle okazało się,że mam niedobór wapnia,w drodze do apteki z receptą, przypomniały mi się mielone skorupki i....moje szczęśliwe kury biegające po podwórku.
 
Dałam sobie miesiąc czasu.
Nazbierałam, przegotowałam, wysuszyłam

i zmieliłam( w młynku do kawy)
   Co wieczór przed snem na czubeczku łyżeczki połykałam skorupki - popijając wodą.
Po miesiącu zrobiłam badania i oczom mym ukazał się wynik podchodzący pod górną granicę normy.
Pani doktor - na wiadomość,że to skorupki tak zadziałały...pomilczała i tyle...
   Skoro zaprzyjaźniłam się już z moimi kurami na całego, postanowiłam temat skorupek zgłębić.
Okazało się, że wapń to nie jest wszystko.
Mają one skład bardzo podobny do naszych kości i dlatego tak się dzieje, że nasz mądry organizm czerpie tylko tyle ile mu potrzeba, do zaspokojenia i nakarmienia kości spragnionych minerałów, a reszta zostaje w naturalny sposób wydalona. W przeciwieństwie do aptecznych specyfików, które lubią osiadać np. w nerkach w postaci kamieni.
Mój wiek- jaki jest- każdy widzi :-) i widmo osteoporozy puka do....kości.
 O działaniu skorupek na osteoporozę przeczytacie tu KLIK

   Nie będę się rozpisywała na temat chemicznego składu skorupek, bo było by nudno.
 Mam nadzieję,że poruszony temat Was  zainteresuje.
Dodam jeszcze, że niedawno dopiero zorientowałam się, że bardzo długo nie byłam u dentysty....
„Nakarmione” kości nie muszą podbierać wapnia zębom?...chyba tak - jak myślicie?
Teraz zajadam skorupki co parę dni, dodając do tego wit. D ( nie syntetyczną) i norma wapnia utrzymuje się stale pod górną granicą.
Obdarowuję nimi moje pacjentki, ciocie i nieszczęśliwców, którym przydarzyło się coś złamać.
Teraz już wiecie, dlaczego dentyści niekoniecznie z tymi kurami za pan brat...?
Pozdrawiam
Gabrysia
P.S. Mam nadzieje, że znajdziecie gdzieś blisko siebie szczęśliwe kury- naprawdę warto ich poszukać i od czasu do czasu w jajka się zaopatrzyć, by potem skorupkami uszczęśliwić swoje kości


C.D. Pierwszej pomocy...

    Do naszego "niezbędnika", doszła nam główka kapusty, nalewka: wódka czysta + mielony pieprz i chyba najważniejsza ze wszystkiego.- umiejętność relaksacji. Dziękuję :-)
     Dostałam parę pytań na maila dotyczące przygotowania Szwedzkich ziół , oraz działania Francovki.
  Zioła szwedzkie, kupuje się w małych torebeczkach w zielarskich sklepach i w zależności od opakowania, zalewa się wódką żytnią, odstawia się na 14 dni - codziennie potrząsając.
Następnie przecedza się i przelewa do ciemnej butelki.
Działanie tych ziół jest tak szerokie, że nocy i dnia  by mi brakło, aby je opisać.
Polecam książkę pt. "Apteka Pana Boga" Marii Treben, tam o szwedzkich ziołach jest naprawdę wszystko.
Bardzo ciekawie są opisane  w tym miejscu
 KLIK
Mnie osobiście nie raz pomogły na ból głowy pochodzący z napiętego kręgosłupa szyjnego i bardzo szybko okładami ze Szwedzkich ziół zwalczyłam powiększony węzeł chłonny.
       Francovkę zdobywam dzięki podróżującym do Czech, bo wtedy jest możliwość zdobycia litrowej butelki w niskiej cenie.
Działanie Francovki w skrócie - bardzo podobne do Szwedzkich ziół, może trochę łagodniejsze.
      Mam do niej szczególny sentyment, ponieważ moje porażenie nerwu trójdzielnego było straszne. Kiedy  zaczęłam sobie policzek okładać Francovką po paru dniach środki przeciw bólowe mogłam odstawić.
Mój Tata dzięki niej nie był narażony na cierpienie z powodu odleżyn
    Wychodzi na to, że w tym składzie nie mamy nic Polskiego bo teraz pora na bańki chińskie :-)
( przepraszam Basiu- wódka z pieprzem..jak najbardziej Polska)
   Bańki chińskie wygodniej stosuje się od baniek ogniowych i tu już pełna dowolność.
Ja stosuję je na bolące miejsca OBOK kręgosłupa, na bolące ramiona ( nie na kościach), Były ostatnia deską ( bańką) ratunku w bardzo bolesnej neuralgii międzyżebrowej.
Wytyczyły czarną ścieżkę miejsc zapalnych ( w nie zapalnych nie pozostawiają śladów)
i neuralgia została zwalczona.
   Zostały jeszcze piłeczki tenisowe i skarpeta :-)
Pewnie zastanawiacie się co z tym?…:-)
    Znalazłam - w internecie, kiedy szukałam ratunku dla cierpiących na bóle kręgosłupa piersiowego.
Dwie piłeczki wkładamy jedna za drugą do skarpety i robimy węzeł.
   Kładziemy się na kocyku podkładając nasze "urządzenie" pod plecy na wysokości pasa. Leżymy chwilę aż się przyzwyczaimy w taki sposób, aby nasz kręgosłup znajdował się między piłeczkami. Następnie powoli przesuwamy je po kawałeczku coraz wyżej i czujemy, jak nam się wszystko ustawia na swoim miejscu, a obolałe mięśnie w koło kręgosłupa są masowane. Przesuwamy po kawałeczku do miejsca powyżej łopatek.
Samo ćwiczenie do przyjemnych nie należy, ale efekty są zdumiewające.
  To chyba mniej - więcej…(raczej mniej..:-) ) tyle chciałam napisać o moim - i nie tylko... podstawowym wyposażeniu apteczki w razie bólu.



poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Zaopatrzenie - czyli pierwsza pomoc gdy boli


    Podobno w pewnym wieku, kiedy nic nie boli, to znaczy,że się nie żyje...
Przeżyłam już sporo rodzajów bólu, od takiego łagodnego, poprzez taki - który nie pozwalał myśleć i gnał mnie ze łzami w oczach do lekarza po zastrzyki.
    Chciałam napisać dziś o rzeczach, bez których nie wyobrażam sobie obecnie walki z jakimkolwiek bólem i które koniecznie powinny znaleźć się w naszym domu.
O każdej z nich napiszę szerzej w osobnych postach, a na razie przygotowałam spis - w co warto się zaopatrzyć.
   Całym sercem mogę to wszystko polecić , bo nie raz i nie dwa  przynosiły ulgę mnie i nie tylko mnie.
Chciałam zaznaczyć, że nie jest moim celem żadna reklama, po prostu tak jak pisałam wcześniej chcę się podzielić swym doświadczeniem i może uda się chociaż a małej cząstce komuś zaoszczędzić cierpienia.
Nie wyobrażam sobie życia ( i tu liczę, że w komentarzach dopiszecie Kochani bez czego Wy....) bez:

-Chińskich baniek, które wyciągną każdy ból z człowieka, który w postaci sińca rozejdzie się „ po kościach”

- Czeskiego preparatu o pięknej nazwie Francovka, który u nas można kupić w aptekach, lecz w mniejszych buteleczkach. 

- Ziół szwedzkich, kupionych w proszku i „zalanych” :-) wódką żytnią na 14 dni

- Dwóch piłeczek tenisowych i jednej „niesparowanej” skarpety

- Refleksolożki Aldony, z którą co dwa tygodnie wymieniamy się „usługami”

To chyba wszystko, co chciałam dzisiaj napisać, polecam udać się na poszukiwania tychże preparatów.
Wkrótce napiszę o każdym z nich parę zdań osobno i liczę na to,że jeśli macie podobne „niezbędniki”, zechcecie się nimi podzielić :-)))
Bańki chińskie do kupienia w aptece


niedziela, 24 sierpnia 2014

Zaproszenie


Kochani.
Zioła, ziółka i naturalne metody radzenia sobie z różnymi dolegliwościami, pociągały mnie od zawsze.
 Od kiedy zostałam refleksologiem, całkowicie pochłonęła mnie Apteka Pana Boga, czyli to wszystko, czym nas Stwórca obdarował w koło i czym obdarzył nasze ciała.
Oczywiście są sytuacje, kiedy bez lekarza ani rusz i do apteki grzecznie i pokornie maszeruję, a potem połykam lekarstwa, bo…innego wyjścia nie ma.
Jest jednak wiele sytuacji, w których możemy naszą wątrobę oszczędzić i uniknąć wielu „ciosów” zadanych w jej stronę.
   Możemy także wspomóc nasz organizm na tyle, żeby wizyty u lekarza stały się bardzo rzadkie, bo jak to mówi stare porzekadło „lepiej zapobiegać, niż leczyć”.
Oczywiście wszystkich od razu zaprosiłabym na cuda działający reflekosologiczny masaż stóp, ale odległości…
O refleksologii napiszę w osobnym poście.
   Chciałabym się podzielić z Wami wiadomościami, które zdobyłam czytając różne „zielarskie” książki, które zdobyłam na szkoleniach i warsztatach.
Najważniejsze doświadczenia zdobyłam podczas testów na samej sobie, ponieważ borykam się z różnymi dolegliwościami związanymi z nadczynnością tarczycy, oraz zwyrodnieniami kręgosłupa.
Wiele moich pacjentów także, oprócz samych zabiegów notuje moje porady, wyczytane, przetestowane i stosuje je z dobrym skutkiem. Nie można przecież zatrzymywać niczego dla siebie tylko - prawda?
   Mam nadzieję, że pod moimi postami każdy z Was zechce się podzielić także swoją wiedzą i stworzymy wspólnie miły kącik „pierwszej pomocy” i wymiany dobrych rad. 
Wierzę, że ta wymiana doświadczeń nauczy nas korzystania z dobrodziejstw Matki Natury na tyle, że nasze wątroby i nerki oszaleją z radości ,kiedy ograniczymy im uderzające dawki toksyn.
   Nie jestem  wytrawną pisarką, więc moje posty będą krótkie i zwięzłe. Mam jednak nadzieje, że bogate w treść i pożyteczne.
To chyba tyle tytułem wstępu i chyba powinnam napisać, że blog” Pod rękę z Naturą” uważam za otwarty :-))))))